Seria „Absolutne spotkania” | 2002-2003

Ławka spotkań

Tekst: Bogusław Deptuła

 
Ludzi spotykamy codziennie, to oczywiste. Beata Konarska w cyklu najnowszych obrazòw, próbuje nam powiedzieć, że spotkanie jest czymś wyjątkowym. Do swojej pracowni, na warszawskim Powiślu, przez kilka ostatnich miesięcy zapraszała gości. Przyjaciół, znajomych, ich znajomych, ludzi których znała blisko, albo przelotnie, zapraszała do tego, żeby usiedli na parkowej ławeczce w jej pracowni i dali się sportretować.
 
Ławeczka sprzyjała rozmowie, ciepłe wnętrze pracowni, pokryte jej malowidłami z unoszącym się na tle wiosennej zieleni białym rumakiem, także wydaje się pomocne w tworzeniu przyjaznej atmosfery. Widać od razu, że jesteśmy w lekko zwariowanym, artystycznym świecie, gdzie słowo porządek znaczy coś innego, niż powszechnie jest to rozumiane. I tak jest dobrze.
 
 
Czytaj tekst dalej poniżej…
 
 
 
Gdy goście już nieco się zadomowili, co przychodzi wszystkim łatwo, bo gospodyni jest bardzo otwarta i bezpośrednia, wtedy do pracy przystępuje malarka. W tych portretach nie chodzi przede wszystkim o podobieństwo zewnętrzne, bo to dla wprawnego malarza nie jest wielkim problemem. Beacie zależało na czymś innym, na stworzeniu portretu, który byłby w stanie uchwycić coś z osobowości tego kogoś, kto znalazł się obok niej, na daniu malarskiego ekwiwalentu czyjejś odrębności, odmienności. Co więcej jej zainteresowanie skupiało się na czymś jeszcze innym, na aurze, którą każdy z nas wytwarza.
 
Jak to podkreślała opowiadając o swojej przygodzie, bo tak traktowała powstawanie tego malarskiego cyklu, miejsce w którym spotykała się ze swoimi modelami, pozostawało niezmienne, to zawsze było wnętrze pracowni. A przecież wraz z wejściem kolejnej osoby, czy pary ulegało ono kompletnej przemianie. To goście swoim zachowaniem, osobowością, ubraniem, głosem przemieniali jej pracownię. To wnętrze ulegało kolejnym przemianom. Czy widać to na portretach? Myślę, że tak. Zmienia się dynamika, kolorystyka i ekspresja obrazòw, pomimo trwania, przy raz obranej na początku technice malarskiej i wspólnej im estetyce .
 
Jej technika jest także czymś intrygującym. Ma w sobie wiele z plakatu i z rysunku zarazem. Graficzność, w której kreska jest najważniejszym nośnikiem artystycznym, dla absolwentki wydziału grafiki wydaje czymś zupełnie naturalnym, wręcz nieuchronnym. Zatem kreska, wiele kresek czarnych, kolorowych, przypadkowych, a w efekcie niezbędnych. Widać, że malowała to osoba z wielkim temperamentem. Obraz może być poprawiany, kończony jeszcze bardzo długo, ale w trakcie owego osobistego, pierwszego spotkania z modelem dochodzi do zwarcia: musi przeskoczyć iskra, bo inaczej nic by się nie udało. I iskra przebiega. W wyniku iskrzenia, skrzące bogactwem są też te obrazy, które mimo podobnej stylistyki, zachowują silny rys indywidualny, a będący wynikiem ludzkiej odmienności, na uchwyceniu której bardzo zależało malarce.
 
Beata przystępując do pracy nad cyklem, który nazwała „Absolutne Spotkania”, dla podkreślenia ich indywidualności i intensywności; nie zdawała sobie sprawy, czego w istocie dokonuje. To jeden z nielicznych w najnowszej polskiej sztuce, tak szeroko pomyślanych portretòw zbiorowych. To oczywiście nie jest „Polaków portret własny”, a raczej młodych warszawiaków portret grupowy, ale to jest już bardzo dużo. Gdzieś w tych obrazach zapisany został stan, może nie całego środowiska, ale pewnej grupy ludzi, których jak można przypuszczać wiele łączy.
 
Wszyscy są chyba w podobnym wieku, bywają w podobnych miejscach, podobne rzeczy ich interesują. Bo to jest portret środowiskowy. Gdyby do tego dołączyć jeszcze nagrane kasety z rozmów, które towarzyszyły tym sesjom portretowym, mielibyśmy do tego jeszcze stan świadomości uczestnikòw malarskiego projektu, mieszkańców tego miasta. A to także zasługuje na podkreślenie: bo to są portrety warszawiakòw, a oni są niezbędni temu miastu. Te obrazy mają znaczne formaty. Składane z dwòch blejtramów, pionowego lub poziomego formatu, wzmagają ekspresję. Tworzą wystawę w opuszczonym od wielu lat wnętrzu dawnego banku. W środku znajdą się oryginały obrazów, zaś na wielkim ekranie umieszczonym na fasadzie, o powierzchni 70m kwadratowych, będą pokazywane tym warszawiakom, którzy nie znajdą czasu, albo sił by wejść do wnętrza.
 
To całkiem nowy w stolicy pomysł pokazywania sztuki. To także sposób na zbliżanie do sztuki współcześnie powstającej, ludzi zupełnie przypadkowych, przechodniòw i gapiów. Pewnie większość z nich nie zdaje sobie sprawy, że Beata Konarska, już od bardzo dawna regularnie bywa w ich domach. Otóż najbardziej rozpowszechnionym, choć mało kto o tym wie, dziełem Beaty jest plastyczna oprawa drugiego programu telewizji publicznej. Jej cykl animacji i przerywnikòw, pt. „Inspiracje sztuką”, od trzech lat próbuje zbliżyć oglądających TV, do dzieł wielkich artystów. Inspiracjami dla animacji Beaty byli: Dali, Warhol, Matisse, Klee, Magritte, Chagall, Calder, Toulouse-Latrec.
 
Osobno powstała animowana winieta dla relacji w wystawy Picassa, która miała miejsce w warszawskim Muzeum Narodowym. Podziwiałem te kròciutkie animacje i byłem pełen największego uznania dla jej autora – autorki, którego nie znałem. Okazała się nim Beata Konarska. Dzięki „Absolutnym Spotkaniom” warszawiacy, będą mogli, przejrzeć się w zwierciadle sztuki, oglądając to w jaki sposób niektórych z nich sportretowała Beata. Fasada pięknego budynku, ożywiona zmieniającymi się obrazami Beaty Konarskiej, ma szansę stać się wyjątkowym wydarzeniem w Warszawie. Może jednocześnie ożywi nieco niemrawą artystyczną atmosferę w stolicy.