Tekst do wystawy plakatów Beaty Konarskiej „Dekalog”
–
Marek Krajewski
Poszerzanie wyobraźni. O Dekalogu Beaty Konarskiej
Idea dziesięciu prostych praw obowiązujących wszystkich ludzi i bezwarunkowo przestrzeganych, z dzisiejszej perspektywy wydaje się być całkowicie utopijna. Jak pogodzić ludzką różnorodność, wielość sposobów życia, koncepcji tego, co złe dobre w dziesięciu prostych zdaniach, które dodatkowo nie są literackim tekstem, ale powinny mieć zdolność performatywną, stanowić fundament ludzkich działań? Trudno dziś znaleźć na to pytanie odpowiedź, a sam Dekalog wydaje się być możliwy tylko tam, gdzie jednostki są takie same i nie wiedzą, czy nawet nie przypuszczają, że można żyć inaczej oraz, że prawo, moralność, czy obyczaje niekoniecznie muszą być zawsze tożsame z ich własnymi.
Taka powszechna zgoda co do wartości, na których fundowane jest życie wspólnoty, nie musi i zazwyczaj nie jest funkcją siły spajających ją więzi, identyfikacji, czy miłości. Jest ona raczej skutkiem deficytów wyobraźni, te zaś są zawsze rezultatem oddziaływanie władzy, formą jej sprawowania. Nie wyobrażać sobie praw innych, niż te, które akceptują wszyscy, to wierzyć w świat, który powołano do życia, by tych wszystkich, wspólnotę wytworzyć, to wierzyć w jego teksty założycielskie, bohaterów i mity. Dekalog jest przede wszystkim tekstem kreującym wspólnotę, nie dlatego jednak, że stanowi ekspresję jej przekonań, ale dlatego, że tę wspólnotę powołuje do życia. Nie jest on więc umową społeczną, ale czymś, co pochodzi z zewnątrz i społeczność dopiero tworzy. Oglądane z tej perspektywy Dziesięć Przykazań są przede wszystkim emanacją władzy, której celem jest przemiana zatomizowanej masy w zintegrowany i sprawnie funkcjonujący społeczny organizm. Z konieczności są więc one przepełnione przemocą, choć jak się często sugeruje stworzono je, by przemoc ograniczać. Transcendentne pochodzenie praw i ich uniwersalność gwarantuje, iż proces ten będzie skuteczny: ich nieprzestrzeganie jest zamachem zarówno na ich dawcę, jak i na społeczność, której są one fundamentem. Dekalog reguluje przede wszystkim wyobraźnię- poza jej nawiasem stawia wszystkie alternatywy dla świata, który sam powołuje do życia. Dekalog reguluje i wytwarza, a więc też ogranicza i wyklucza, narzuca przekonanie, iż bez uniwersalnej moralności na świecie zapanuje chaos, a wspólnota przekształci się w amorficzną masę.
Dekalog Beaty Konarskiej jest nim tylko z nazwy i liczbą praw, które go tworzą: wszystko inne służy tu poszerzaniu wyobraźni, a nie jej pacyfikowaniu w imię legitymizacji porządku. To nie tekst założycielski, ani poprawka do niego, ale prywatny głos osoby, która zastanawia się nad jego współczesnym statusem.
Istotą Dekalogu, jak zdaje się sugerować autorka projektu, nie jest dziś uniwersalność, czy sakralny u jego źródła charakter, ale przede wszystkim pęknięcia pomiędzy tym, co uznawane, deklarowane, a realizowane, pomiędzy nim, a tym jak żyją ludzie i jak skonstruowany jest świat. Pęknięcia pomiędzy „nie będziesz miał innych Bogów przede mną”, a zabawą w Boga podczas genetycznych manipulacji; pomiędzy „nie będziesz wzywał imienia Boga swego nadaremno”, a uczynieniem z tego imienia prawie popkulturowej ikony, pomiędzy „nie zabijaj”, a zabijaniem w imię pokoju, zabijaniem, które ma zapobiec uśmiercaniu itd.
Beata Konarska zdaje się też sugerować, iż niespójności te nie są jednostkowym wyborem, ani kwestią przypadku, czy nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, ale raczej skutkiem logiki współczesnego nam świata. Dlatego też (nie chcąc oskarżać ofiar), nie mówi ona niczego o hipokryzji samych jednostek, ale o kontekście, w którym one działają, który stanowi ramę dla ich wyborów.
Pęknięcie pomiędzy legitymizującymi porządek prawami, a zasadami, których źródłem jest logika tego ładu, perfekcyjnie podkreśla plakat „Nie kradnij”. Fotografowany przez reportera wizerunek prywatnej śmierci konkretnej osoby niczym się tu nie różni od jej zabijania, zaś oba akty dokonują się w ramie komercyjnej przemocy stosowanej przez wielkie firmy. Cechą charakterystyczną współczesności jest więc systemowo generowana skłonność do traktowania każdego jej aspektu jako potencjalnej reprezentacji, która pozwala promować nowy produkt. Każdy gest, działanie, moda są więc możliwymi elementami długich łańcuchów promocyjnych, w których wszystko promuje wszystko i da się przekształcić w wartość wymienną. Ta ostatnia staje się więc wartością podstawową, do której sprowadzają się wszystkie pozostałe. Media i korporacje kradną więc dziś prywatność, życie, cierpienie, narodziny i śmierć, bo potrzebują wizualnych różnic, które przyciągają uwagę konsumentów i widzów, które pozwalają sprzedawać. Ten typ zawłaszczania stawia znak równości pomiędzy tym, który zabija i filmuje śmierć: ten pierwszy czyni to, by jego idee zaistniały w mediach, ten drugi chce uatrakcyjnić swoją telewizję. Ten pierwszy zabija, bo telewizja potrzebuje gorących newsów.
Ślady tej systemowej logiki można dostrzec również w plakacie „Nie cudzołóż”. Przykazanie to pozostaje w sprzeczności z biologicznymi i socjolobiologicznymi dowodami na naturalność zdrady, które eksponują popularne poradniki i kolorowa prasa. Mężczyźni cudzołożą, kierowani mądrością genów, bo chcą zwiększyć swoje szanse reprodukcyjne, upowszechnić swoje biologiczne dziedzictwo w jak najliczniejszym potomstwie. Nie są więc winni, bo steruje nimi niezależna od nich natura. Na pierwszy rzut oka i po freudowsku, kultura represjonuje naturę, zaś kluczem do wolności i szczęścia jest uwolnienie instynktów z jarzma moralności. Logika ta jednak jest eksponowana wybiórczo: tam przede wszystkim, gdzie usiłuje się poszerzać zakres dostępnych nam przyjemności i uzasadniać uniwersalność hedonistycznej kultury.
Istotę współczesnego kontekstu naszych wyborów wyraża też plakat „nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu twemu”, gdzie standardowe ostrzeżenie przed zabójczym wpływem nikotynowego nałogu zostaje wyrażone w lekkiej i atrakcyjnej formie sugerującej, iż nie mówi się tu poważnie. Żarty z zagrożeń są tu niezbędne, bo ujawnienie niebezpieczeństw oznacza komercyjną katastrofę. Puszczanie oka do klienta jest nie tylko skuteczną strategią marketingową, ale też go rozgrzesza, bo podpowiada, iż chodzi tu tylko o zabawę, która nie może mieć jakichkolwiek poważnych konsekwencji.
Warto podkreślić, iż eksponowane w projekcie Beaty Konarskiej pęknięcia w naszym kulturowym i cywilizacyjnym oprogramowaniu nie są wstępem do taniej moralistyki. Artystka nie poucza i nie edukuje, jej celem nie jest mówienie o grzechu, ale raczej sama ekspozycja niespójności, powiedzenie o tym, o przemilczane. Miejscem tego działania jest dodatkowo przestrzeń publiczna, która w polskim wypadku nie konotuje pluralizmu i różnorodności, ale raczej jednorodność (narodową, męską, katolicką, heteroseksualną), zaś jej demokratyczny charakter jest zaledwie symulowany przyzwoleniem na różnorodność ubrań, kosmetyków i samochodów, ale już nie poglądów. Konarska próbuje więc powiedzieć o tym, co przemilczane w miejscu do tego nieodpowiednim, a tym samym komentuje zarówno to, jak się mówi najczęściej, jak i jakość przestrzeni, w której mówić wolno. Plakaty reprezentujące kolejne przykazania nieprzypadkowo unikają więc charakterystycznej dla tego tematu ikonografii i estetyki. Tu zostaje ona ubrana w skrajnie nowoczesną i zróżnicowaną formę w taki sposób, aby już na jej poziomie zastawiać na widza interpretacyjną pułapkę: wizualna atrakcyjność sugerująca przyjemność służy tu stawianiu bolesnych pytań. Kolejne przykazania zostają wyrażone dodatkowo w języku angielskim, co na pierwszy rzut oka sugeruje roszczenie do uniwersalności przekazu, ale w rodzimym kontekście oznacza kulturową obcość tego, który tu mówi. Polega ona zarówno na posługiwaniu się innym, niż większość językiem, ale przede wszystkim na usiłowaniu bycia osobą prywatną, która w przestrzeni publicznej mówi własnym głosem o tym, co wspólne.
Dekalog rozbija więc ornament z ludzkiej masy, sprawnie funkcjonujący społeczny organizm oparty nie tyle na zgodzie co do wartości, co na zaprzeczeniu istnienia różnic. Celem tego działania nie jest wprowadzenie nowego porządku, co raczej przełamanie ram zbiorowej wyobraźni poprzez osobisty komentarz do tekstu założycielskiego i poprzez wyrażanie jego prywatnej interpretacji, w miejscu publicznym. Beata Konarska nie czyni więc niczego poza korzystaniem z konstytucyjnej wolności słowa, ale poprzez komentowanie tego, co niedyskutowane, podkreśla, iż prawo to jest czysto deklaratywne. Jej projekt jest nie tyle krytyczny wobec Dekalogu, co raczej wobec wszelkiego roszczenia do uniwersalności i jakości przestrzeni publicznej w Polsce. Te dwa problemy stanowią tu podstawowy temat.